Obszerna księga z życia Podolan lat temu 300
Ta obszerna księga życia to „Księgi Jakubowe” autorki Olgi Tokarczuk – jednej z najbardziej cenionych na świecie polskich pisarek. Obszerna, bo liczy sobie 1000 stron, drobny druczek. Numeracja stron systemem hebrajskim, czyli zaczyna się od najwyższej do najniższej.
Jest co czytać – opisy ludu wieśniaczego i nie tylko, realia tej epoki – miasteczek i wsi Podolskich, czyli obszar od Lwowa, Buska po Lublin. Książka wywróciła nasze spojrzenie na wieś spokojną i wesołą. To życie, jakie budzi wyobraźnię. Ubóstwo wszechobecne, biedota, ludzie wszelkiego pokroju i różnojęzyczni: Rusini, Ormianie, Tatarzy, Kozacy, Polacy, Żydzi, Ukraińcy. Żydów było bardzo dużo, zwłaszcza ci wypędzeni ze Lwowa zajmowali Podole. Zadowalali się czym bądź, co dobrzy ludzie ofiarowali, a ksiądz Benedykt Chmielewski wydał wszystkie oszczędności na chleb. Nocowali, gdzie popadło; w stajniach, oborach, bo to było lepsze niż śmierć na mrozie i śniegu. Zimy były siarczyste, mroźne, śnieg sięgał aż po maleńkie okna chat.
Można powiedzieć: zima więziła wszystkich bez wyjątku, bo o wyjazdach nie było mowy, tylko krótkie dojścia na jarmark czy do kościoła. Nawet zmarli byli przechowywani w specjalnych szopach aż do nadejścia wiosny. A że zima była długa i zapadający szybko zmierzch skłaniał do tego, że codziennie w jakiejś chacie odbywały się dysputy, suto zakrapiane winem – własnej roboty, bo klimat tutejszy sprzyjał uprawie winorośli. Dysputy były skrzętnie notowane przez pisarków ks. Chmielewskiego i innych, bo w zasadzie ludzie nie umieli pisać, chyba że pochodzili z bogatej rodziny. W dysputach brali udział tylko mężczyźni, bo kobiety zajmowały się kuchnią i dziećmi. Rodziny wielodzietne, 7-12 dzieci to standard, no to pracy dla kobiet aż nadto.
I oto pojawił się człowiek znikąd, który zmienił los wielu tysięcy ludzi. Ten tajemniczy człowiek to Żyd Jakub Lejbowicz z przywarami niezbyt pochlebnymi, a wręcz okropnymi. Przybył z Turcji. Robił wrażenie w żupanie wysadzanym drogimi kamieniami i turbanie – przechrzcił się z Żyda na Islam. Twierdził, że przybywa jako Mesjasz, a swym darem płomiennych przemówień porwał ludzi, których nazywał swoimi uczniami. Głoszone przez niego idee podzieliły społeczeństwo. Dla jednych to heteryk, dla innych Mesjasz i zbawca i tu zaczyna się dosłownie zmieniać bieg historii. A do tego ten Lejbowicz posiadał wiedzę uzdrawiania przez dotyk. Co niektórych doprawdy uzdrowił. Tych, co się nie udało, tłumaczył, że wiara u nich słaba, że kara jakaś i ten biedny ciemny lud, wierząc w te słowa, cichaczem chował zmarłych, bo to przecież wstyd. Głoszone herezje Jakuba Lejbowicza dotyczyły między innymi spraw niemoralnych. Pewna grupa społeczeństwa zaczęła te niemoralne „zasady” stosować. Kwitły miłostki, różne bezeceństwa, aż doszło do tego, że zaczęto się tym interesować i krótko mówiąc Lejbowicza na dożywocie uwięziono w klasztorze Jasnogórskim. Ogólnie rzecz biorąc, Rzeczypospolita znajdowała się w przededniu rozbiorów. Z chaosu korzystają Tatarzy napadając na Podole, pustosząc co na drodze napotkali. Dotarli do klasztoru, złupili doszczętnie wszystko, zakonników uwięziono a Jakub Lejbowicz wykorzystując okazję i za dobrą opłatą dla wodza Tatarów, został uwolniony po 13 latach odsiadki.
Żydom marzył się kawałek ziemi, zostać szlachcicem i zatrudnić wieśniaków. Nie wdając się w szczegóły, po długich pertraktacjach dostali zgodę na przejście na chrześcijaństwo, bo tylko wtedy mogli zostać szlachcicami. Zgolili brody, przyjęli chrzest z polskimi imionami i nazwiskami. Odtąd Jakub Lejbowicz nazywał się Jakub Frank. Byli Łabędzcy, Kowalscy itd. I tak pozostało do dziś.
Ale oto nastał rok 1757. We Lwowie wybuchła zaraza – zwana epidemią lwowską. Przelała się na okoliczne miasta i wsie i oto cytat: „Śmierć jest szybka i łaskawa. Najpierw boli głowa, brzuch, mdłości, gorączka, potem przychodzi biegunka i już nie ustaje. Ciało wysusza się, człowiek niknie w oczach, traci siły i przytomność i odchodzi. Trwa to dwa tygodnie.” Dziesiątkowała głównie dzieci, ale dorosłych też; znikają całe rodziny, kto się uratował wraz z którymś dzieckiem uciekają karocami – byle jak najszybciej. Kiedy epidemia mija, nie mają do czego wracać. Ich chaty w większości zajęte są przez Żydów. Muszą liczyć na jałmużnę dobrodziejki Katarzyny Kossakowskiej, księży czy dobrych ludzi.
W „Księgach” jest również ciekawy, a zarazem okrutny, wątek, w którym to wyszła na jaw najbardziej skrywana tajemnica Żydów. Chodzi, rzecz ujmując najkrócej jak się da, o krew chrześcijańską używaną do macy (pieczywa) ale przedtem dokonywano mordu rytualnego na trzylatku, którego pokłutego znaleziono, gdyż psy nie zdążyły go rozszarpać.
„Księgi Jakubowe” nagrodzone Noblem to niebywały pomnik literacki 17-tego wieku, ale czy duma może nas rozpierać z życia naszych pra, praojców? Książka posiada autentyczne listy pisane przez księdza Chmielewskiego, później Kanonika Kijowskiego, pisał też biskup Kajetan Sołdyk aby prawdę dostarczać dobrodziejce Kossakowskiej.
Na koniec powiem, że każde pokolenie ma takiego swojego Jakuba Franka, co to swym dyktatem głosi swoje racje i sprawia, że nawet wykształceni stają się jego pachołkami. Olga Tokarczuk kończy swoje dzieło słowami: „Dziś co było, jutro po nim, co uciekło, nie dogonim.”
Elżbieta Frąszczak